niedziela, 19 czerwca 2011

Jeśli wiesz co chce powiedzieć

Czy włączając odbiornik telewizyjny nie zastanawia was czasem czy ktoś to jeszcze ogląda? Ramówka każdego z programów od kilku lat przedstawia ten sam, mało wyrazisty i skierowany dla niezbyt wymagających widzów schemat. Chyba już każda telewizja musi mieć swój własny serial (im więcej odcinków tym lepiej),  festiwal muzyki polskiej czy program rozrywkowy typu śpiewaj lub tańcz. Niestety muszę przyznać, że prywatne telewizje prezentują wyższy poziom programów, który wynika przede wszystkim z bardziej indywidualnych i nietuzinkowych osobistości, kreujących nie tyle sam program co własną osobę. Programy telewizji publicznej typu "Kocham Cię Polsko" są nad wyraz poprawne i tak cukierkowe, że aż mdli. Zastanawiając się nad tym, kto zasiada przed telewizorami podczas emisji tego typu programu przychodzi mi na myśl mój sąsiad, który mając trzydzieści kilka lat mieszka ze swoimi rodzicami, a ostatnio podczas wyprowadzania swojego psa zaczepił mnie aby oznajmić, że narkotyki stają się coraz poważniejszym problemem w naszym kraju, a nawet istnieje duże prawdopodobieństwo, że już pojawiły się w naszym mieście. Pomijając dygresje na temat sąsiada, który na zawsze odmienił mój światopogląd, chciałbym poruszyć temat sensu powstawania kolejnych edycji programów próbujących wyszukać z gorszym lub lepszy skutkiem nowych idolów naszych lat. W mojej opinii sens tego typu programów mija się z ich pierwotną ideą. Sam pomysł wydaje się być bardzo trafny. Mamy przed sobą "profesjonalne" jury, tysiące potencjalnych talentów ale przede wszystkim telewidzów, którzy mając dość plastykowych gwiazdeczek śpiewających o tym, że "wszystko może się zdarzyć" mogą rzucić wyzwanie obowiązującemu porządkowi i wybrać wreszcie kogoś, kto będzie spełniał oczekiwania ich "wyrafinowanych" gustów. Niestety realizacja pomysłu chyba trochę minęła się z ideą proklamowaną przez ich twórców. Owszem programy typu "Idol" wykreowały nowe osobowości, do tej pory nie goszczące na ekranach naszych telewizorów, jednak są to głównie osoby, które już wcześniej należały do telewizyjnego podwórka i miały wyrobioną pozycję w świecie polskiego show biznesu. Trudno tutaj mówić o tym, że to widzowie nie potrafią wybrać odpowiedniego uczestnika. Należy pod uwagę wziąć fakt, że omawiane programy są skonstruowane w ten sposób, że ich uczestnicy wykonują czyjeś, zazwyczaj bardzo dobre utwory, prezentując w ten sposób jedynie swoje walory głosowe. A przecież dobry wokalista czy zespół to nie tylko dobry głos, to osobowość, maniera sceniczna, inteligenty tekst utworu czy jego aranżacja. To takie elementy poruszają tłumy i sprawiają, że człowiek potrafi oddać ostatnie pieniądze żeby zobaczyć swego idola na żywo. Oglądając program z odgórnie narzuconym schematem trudno jest przewidzieć co jego uczestnik będzie prezentował po zakończeniu programu. Czy ktoś mógł się spodziewać, że uczestnik zachwycający w telewidzów świetnym wykonaniem utworu "Nie płacz Ewka" za chwile tych samych ludzi będzie przyprawiał o mdłości śpiewając, że "do nieba nie chodzi bo jest mu nie po drodze"? Taki przebieg sytuacji pokazuje, że po laureaci tego typu programów to przeciętni artyści, bez pomysłu na siebie, niczym nie wyróżniający się z tłumu pozostałych, również przeciętnych "artystów" królujących już na listach przebojów. To wszystko powoduje, że przytaczane programy zamiast lansować młode talenty lansują starych rekinów, którzy wykorzystując sytuację pożerają konkurencje i wdzierają się na wyżyny swoich marzeń.
Kiedy w telewizji pojawił się program "Must be the music" spodobało mi się w nim to, że program promował przede wszystkim uczestników, którzy mieli już pomysł na siebie i prezentowali własna twórzczość. Dzięki temu wybierając zwycięzce widz dokładnie wiedział z jakim poziomem rozrywki i jakim typem muzyki będzie miał do czynienia nie tylko na etapie programu ale również po jego zakończeniu. O tym czy wybór laureata był prawdiłowy i czy było wogóle z czego wybierać nie ma co się rozwodzić, najwazniejsze że widzowie wyraźnie określili swoje upodobania, w których ja co prawda nie gustuje, ale chwała im za to. Na szczęście w konkurencyjnej telewizji, program do którego na początku podchodziłem bardzo sceptycznie, zupełnie mnie zaskoczył poziomem jaki prezentowali jego uczestnicy, a szczególnie zwycięstwa tego programu. Tak, mowa tu oczywiście o Gienku, który swoją autenczycznością, wspaniałą duszą artystyczną i bardzo charakterystyczną osobowością powalił na kolana zarówno swoich przeciwników jak i licznych słuchaczy. Muszę przyznać, że w moim odczuciu wreszcie pojawaił się ktoś, kto być może przyniesie jakąś pozytywną zmianę w całym tym cyrku i jeżeli tylko nie wciągnie się w tą pseudokulturową papkę, to za pare dobrych lat będzie postrzegany jako ikona dzisiejszych czasów. Co prawda wolałbym, żeby tacy artyści mogli zaistnieć na polskiej scenie bez udziału pośredników typu "X Faxtor", ale jeżeli tak wygląda współczesna droga do sławy to niech im będzie (oczywiście tylko i wyłącznie jeżeli będą oni prezentowali tak wysoki poziom jak laureat pierwszej edycji).